wtorek, 6 maja 2014

rocznica, mniszki i ja.



Zbliża się trzecia rocznica prowadzenia bloga. Statystyki wskazują, ze w świat wyszły 343 posty i miały 56 779 odsłon, ostatnio miesięczne średnie to 2216 odsłon czyli grono szuwarowych czytelników wolno ale systematycznie rośnie. Najwięcej odsłon jest w Polsce a zaraz potem w USA, UK, Niemczech i Belgii.
No fajnie, że tu zaglądacie! Słowem jest dla kogo pisać. Nawet dla mnie samej jest ciekawe poczytać jak to było rok czy dwa temu. Wiele się zmienia, dzieci rosną, ciągle coś nowego powstaje i pewnie kiedyś zdecyduje się wydrukować bloga ku uciesze mnie samej;-) Na początku żyliśmy budowa domu i przenosinami do niego, potem budową Szuwarów i  ich urządzaniem, następnie powstała Pracownia Macka Pomysł na Drewno, dalej Weranda w niej łazienka a ostatnio nowy pokój W Koprach. W tym czasie ulegałam kolejnym fascynacjom: najpierw to były wypieki i gotowanie z lokalnych produktów, potem przetwarzanie ogromnych ilości owoców i warzyw w słoiki, a  ostatnio uległam nowej fascynacji ziołowo-dziko-roslinnej. Pod wpływem blogerki Klaudyny z ziołowego zakątka oraz książki Łukasza Luczaja a także inspiracji z książek Kasi Enerlich zaczęłam przyglądać się roślinom obok nas dosłownie. Kieruje mną wiara w to, że to samo zdrowie takie przeze mnie zebrane i przetworzone roślinne produkty, poza tym mnie to bawi i ciekawi. Efekt nie zawsze jest taki do końca przewidywalny i niekoniecznie taki jak chcemy. Ale fascynujący!Ile ciekawych rzeczy mijamy nawet nie wiedząc, że dzięki nim moglibyśmy przeżyć w razie jakiegoś kataklizmu  albo po prostu poprawić smak. Jak dobrze sięgnąć pamięcią do dawnych lat to sobie można przypomnieć, że tato jadł piołun na ból brzucha i poprawę materii, albo ze babkę lancetowata przykładało się do skaleczenia - to była wiedza prawie, ze wrodzona albo bardzo wcześnie nabyta jakoś tak naturalnie. Ileż roślin mijamy obojętnie nawet nie wiedząc ze to właśnie z nich kupujemy rożne syropy i leki, które w zasadzie bez problemu możemy sami sobie przygotować. Każdy z was na pewno wie o cebuli zalewanej cukrem na wzmocnienie przeciw przeziębieniom ale już mało kto wie, ze tak samo można przygotować mniszek lekarki czyli nasz zwykły mlecz. Im dłużej mieszkam blisko natury tym bardziej mi po drodze do niej, tym bardziej ją rozumiem i chce z nią współistnieć. Czasem trzeba wyjechać bardzo daleko aby zrozumieć, ze to u nas za miedzą są skarby. W takiej np Anglii nie znajdziecie  łąk pełnych mleczy, maków czy chabrów. Dlaczego? Bo są traktowane jako chwasty i bardzo dokładnie opryskiwane. A potem w reakcji łańcuchowej nie ma komarów/insektów/bocianów etc etc. Dopiero jak sie samochodem wjeżdża do Polski do maska samochodu robi sie szybko zabrudzona rożnymi żyjątkami i to bardzo dobrze kochani!  I niech tak zostanie. A więc w tym roku moją przygodę z naturalnymi produktami zaczęłam od zbioru oskoły czyli soku z brzozy. Od razu miałam nauczkę i przygodę z mrówkami, które tez lubią lekko słodkawy smak soku z brzozy i wlazły mi do butelki przez rurkę, która przyłożyłam do naciętej kory drzewa. Za blisko mrowiska wybrałam sobie drzewo! No ale właśnie tam był najlepszy sok... Taka to ironia losu. Z innych już tak ładnie nie ściekał... Taki sok ma smak hm... nijaki w zasadzie, jak woda ale za to wieść niesie, ze na przednówku  działa bardzo wzmacniająco. A teraz zamniszkowalam się, a tak! zrobiłam miód - dla mnie pyszny! Teraz maceruje się syrop a następne  będzie tak tak - wino! Juz widzę Wasze komentarze na FB;-)) ale skoro nie wierzycie to może Was przekona zdjęcie ze strony ziołowego zakątka już gotowego wina. Czyż nie ma rozkosznego koloru słońca??? Juz tylko dla tego koloru warto pokusić się o próbę przygotowania takiego wina.

                            




Pierwsza nieudana próba zebrania soku z brzozy. Mrówki wyczuły sprawę...




Bye bye!




2 komentarze:

  1. Kasiu, gratuluję trzeciej rocznicy i żywcem zazdroszczę takiego dostępu do skarbów natury. W mieście, nawet jeśli hipsterstwo stara się to odtworzyć, to jest trochę groteskowe, bo ogródki w środku miasta, wprawdzie dodają aglomeracji uroku, ale rośliny są przecież w tak nienaturalnej dla siebie sytuacji...także kochana, tego zielnika, tego mniszka i innych przyjemności to zazdroszczę Wam bardzo. Buteleczkę mniszkową zachowaj dla nas proszę, chociaż jedną.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry hipster nie jest zly Nadia;-) ale tak, Mazury o tej porze roku to jest najnajnajcudniejsze miejsce na ziemi! I nawet teraz na Berlin nie zamieniłabym się
    , pogadamy w listopadzie;-))

    OdpowiedzUsuń