Tak sobie dumam przy smażeniu kolejnej porcji powideł śliwkowych, ze oprócz niekłamanej satysfakcji z końcowego efektu to jednak ciężka praca. Pewnie dlatego tak niewielu decyduje się na własne przetwory. Bo: najpierw palce brązowieją przy czyszczeniu/drylowaniu owoców, potem trzeba kuchnie odszorować od plamek wszelakiej wielkości i maści;-)) następnie trzeba ślęczeć parę dni przy gotowaniu, gar się przypala, pokrywki na pasują do słoików, brudzi się kuchnia i przygotowujący w niej a na koniec efekt nie zawsze jest ten oczekiwany. Jak np te przepyszne swoja droga suszone pomidorki - ale gra nie jest chyba warta świeczki, dwa dni suszenia w piekarniku non stop = jeden słoiczek pomidorków... Hm...
W tym roku chyba trochę przesadziłam z ilością przerobionych owoców i warzyw. Ale nic to - wybierzemy to co udało się najlepiej i tego będę się trzymać w następnym roku!
Na koniec tego sezonu planuje tylko już powidła z węgierki, mus z jabłek oraz może parę grzybków przerobić...
A tak przebiegała transformacja pomidorów w pyszne suszone pomidory w oliwie z ziołami.
A tu przedstawiam Wam moje tegoroczne zauroczenie ogrodowe.
Ostróżka o cudnym kolorze błękitu. Kwitnie dwa razy do roku i sa rozne jej odmiany, musze dokupic pare
odmian pełnych kwiatów na kolejny sezon. Ale planowaniem ogrodu na następny sezon zajmę się z przyjemnością zima.
Powoli giną kolory z ogrodu....
Milego dnia - Wam tu zagladajacym zycze!
Jakby przetłumaczył translator: przytulać, całować.
PS Czasem teksty przełożony przez translatora są lepsze niż skecze kabaretowe.... Możecie sobie wrzucić nawet tu tłumaczenie bloga i już można padać ze śmiechu, mowię Wam!