Dzisiaj w Rucianem Nidzie odbył się wiosenny Rajd Rowerowy, organizowany już cyklicznie przez grupę zapaleńców, którzy organizują tez spływy Nidką zimą, a także wypady na biegówkach. Zawsze mnie cieszą takie akcje, bo to znak, że komuś coś się chce robić i to tam najpewniej można spotkać fajnych, pozytywnie zakręconych ludzi. Jak np Pan Boguslaw Oleinski, który np w zeszłym roku pokonał 304 km w 16 godzin. Podczas rajdu znalazł chętnego na wyprawę rowerową do Gdańska, jak ich znam to pewnie nie zajmie im to więcej niż dobę;-) Szacunek tym większy, że mówimy tu o ... pradziadku, po którym zresztą wieku nie widać.
Trasa rajdu nie była forsowna, bo liczyła jedynie 15 km i wiodła z Rucianego-Nidy przez Wólkę do Wigryn a potem przez Guziankę do Rucianego. Pogoda była wymarzona na rowery, więc nie dziwne, że zebrało się aż 40 miłośników dwóch kół. Świat widziany z tej perspektywy jest zupełnie inny, ileż razy jechałam tamtędy samochodem i przemknęłam nie widząc ani domów, ani ogródków ani innych szczegółów, które z dwóch kol były jakby odkrywaniem na nowo moich okolic. W niektórych z nich - jak Wólka nie byłam ze 20 lat. Wiele się tam zmieniło i mam wrażenie, że ogólnie na lepsze, choć czasem żal widzieć tak piękne budynki jak np stara szkoła czy młyn w Wygranych, które od wielu lat stoją puste i niszczeją.Właśnie w Wigrynach mieliśmy postój nad zatoką jeziora Bełdany, zresztą też w miejscu, które darze wielką nostalgią, bo tam w dzieciństwie jeździłam z rodzicami i rodzeństwem popływać i na pikniki... W sumie nie byłam tam od tego czasu aż do dzisiaj... Nad jeziorem było przygotowane ognisko z kiełbaskami, a wcześniej jeszcze odbyła się krótka sesja jogi, bo i jogini się znaleźli w grupie pozytywnie zakręconych. Nabrałam wielkiej ochoty na warsztaty jogi, które są organizowane regularnie w Mrągowie a czasem i w Rucianem Nidzie.
Dla mnie jednak największą atrakcją tego rajdu jak i całego dnia było spotkanie z bardzo szczególną osobą: Katarzyną Enerlich. Od jakiegoś czasu zaczytuję się w jej książkach i żałuję tylko, że tak późno ją dla siebie odkryłam choć pisze już od wielu lat o naszych Mazurach, a głównie o Mrągowie i okolicy. Odkąd przeczytałam "Prowincję Pełną Marzen" otworzyły mi się oczy i na moje stare Mrągowo jak i wszystkie inne miejsca z jej książek spojrzałam zupełnie inaczej. Mrągowo zawsze mijałam w pospiechu niewiele się zastanawiając nad jego historią czy architekturą. Teraz odkrywam je na nowo dzięki właśnie Katarzynie Enerlich, która we wspaniale prosty i ciepły sposób pisze o ludziach, których tu i teraz mogę spotkać jak i tych którzy byli tu w czasach pruskich. Katarzynę Enerlich odnalazłam na FB, potem odkryłam jej blog i w końcu napisałam maila uważając - jak się później zresztą okazało slusznie, ze to musi być bratnia dusza. Dostałam szybko odpowiedz i zaczęłam planować spotkanie, które zrealizowało się dużo szybciej niż myślałam, bo właśnie na dzisiejszym rajdzie.
Po prostu piękny dzień!