wtorek, 24 lutego 2015

Cruttinnen


Ta stara fotografia zainspirowała mnie do napisania postu w kolorze sepii o dawnych czasach w Krutyni.
Jak data pod fotografią wskazuje był to czerwiec 1931 roku na stacji kolejowej Cruttinnen oddalonej o niecałe 3 km od wsi.  Jeszcze wcześniej, bo przed I wojną stacja miała nazwę Collogienen od leśniczówki o dzisiejszej nazwie Kołowinek. Stacja była bardzo uczęszczana przez ówczesnych turystów. W niedzielę i  święta jeździł nawet pociąg tylko do niej, ujęty w rozkładzie linii Olsztyn-Ełk. Obecnie stacja jest całkowicie wchłonięta przez gęsty las.

A poniżej jest zdjęcie dworca kolejowego oraz szlaku linii kolejowej.




"Niedaleko stacji, między słupami km 62,4 i 62,5 zbaczała na południe oznaczona ścieżka leśna, którą w 20 minut dochodziło się nad Jezioro Krutyńskie (Krutinasee), otoczone dokoła lasem liściastym. Tutaj obok restauracji Murawa zaczyna się podróż łodzią" (dla niewtajemniczonych to miejsce gdzie przy ujściu rzeki do Jeziora Krutynskiego i dziś zaczynają się najczęściej spływy).
Pływająca po niej "flota" sięgała raptem 13 "jednostek". Jak pisał Orłowicz:: "Kto chce jednak być pewnym lodzi, musi je poprzedniego dnia zamówić telefonicznie w jednym z miejscowych hoteli, których jest trzy: Soecknicka (tel. Alt Ukta nr 5), Rodego (tel. poczta w Krutyni) i Schrötera (tel. dtto). Pierwszy ma 10 łodzi do dyspozycji, drugi jedną, trzeci dwie. (ach - gdzie te kameralne czasy, 13 jednostek w porównaniu do dzisiejszych tysięcy kajaków....)


Eleganccy podróżni, przybywali również na te tereny do tzw Kurhaus czyli  do domów zdrojowych z salami do zabaw, potańcówek czy koncertów.To jeden z 3 Domów Wypoczynkowych w Krutyni, Kurhaus Grunwald w 1931 roku.... Kazdy z nich posiadał werandę z widokiem na rzekę. 



Kładka łącząca brzegi Krutyni, marzy mi sie jej rekonstrukcja... Kto wie, może kiedyś uda sie?
Inne 2 ujecia tejże samej kładki, trochę niewyraźne jak to stare zdjecia... Dzisiaj jeszcze widać trochę pozostałości po niej, to jest parę starych pali i kamieni na tym miejscu... Wydaje mi się, ze odbudowa tej kładki podniosłaby wielce walory Krutyni.
Obok jeziora Krutyńskiego był pomost Murawa a na polanie restauracja o tej samej nazwie, gdzie odbywały się huczne zabawy i potańcówki.

I jeszcze parę innych ujęć z wartkiej wijącej się rzeki czyli po prusku właśnie Cruttinnen. 
Kruttinnen, Ostpreußen: Landschaftansicht 


A na koniec marzy mi się zebranie starych  zdjęć będących w posiadaniu mieszkańców wsi. 
Na pewno mają w swoich zakamarkach cudowne zdjęcia z przeszłości. Te umieszczone tutaj pochodzą głownie z przewodnika Dr. Mieczysława Orłowicza. Są piękne ale już wszystkim dobrze znane a ja czuję, ze tu po domach kryją się prawdziwe skarby... Zeby tak do nich tylko moc dotrzeć...

czwartek, 19 lutego 2015

NiechceMisie:-)

Znacie może to okropne zwierze zwane NiechceMisie??? Ja znam bardzo dobrze!

Czerwona twarz, zadyszka po kilometrze - tak było jeszcze nie tak dawno bo jakieś dwa lata temu. Oj - nie chciało mi się chodzić na zajęcia z WF-u w szkole ani tym bardziej nie chciało mi się na nich biegać w polach. Musiało minąć 30 lat a mój starszy brat musiał zacząć biegać maratony abym i ja stwierdziła, ze jednak ''ChceMisie'' biegać. Teraz bieganie tak już weszło w krew, ze to właśnie niebieganie powoduje moja złość na siebie samą. Nie ma zlej pogody czy złego czasu na bieganie -są tylko wymówki.  Zdarza mi się do tej pory im ulegać, bo np zacina śnieg, i co z tego??? Za pol godziny śnieg już nie zacina a jeśli nawet - nie umiera się od tego a potem można mieć do wyboru albo jeszcze większą satysfakcje z pokonania własnego lenia lub zal z poddania się.





Bieganie dla mnie stało się czymś bardzo ważnym, szczególnie zima  - to jedyna forma aktywności na zewnatrz, przewietrzenia szarych komórek i odegnania zimowego marazmu...  Dopóki biegam - chandra mi nie straszna. Najważniejsza jest regularność, bo wracanie do przerwanego rytmu jest niefajne: len nie daje się łatwo wtedy pokonać, nogi nie współpracują, głowa szuka wymówek, pojawia się zadyszka i jakiś ból wyłazi co i rusz w trakcie biegu... Dlatego trzeba się trzymać swego rytmu za wszelką cenę. Niektórym dyktuje go specjalny program na smartfonie czy lapie - ale ja nie lubię nikogo i niczego co mi narzuca cokolwiek. Ja sama muszę chcieć, potem sama zdecydować ile i jakim tempem pobiegnę, a potem wiedząc jak mam dzień do biegania (super, dobry, średni) oraz jakie są warunki termiczne oraz podłoże - sama chcę e sobie obrać trasę. Trasy akurat mamy super i duży ich wybór, jedynie zima trochę je ogranicza bo np obecnie to tylko szosa się nadaje do biegania, jest w miarę sucha i nieoblodzona. Leśne i polne trasy są zbyt śliskie. Za to nikt nie pobije naszych tras pod względem ich malowniczości.  Mamy do wyboru ścieżki leśne, wzdłuż rzeki, lub wokół jezior, poprzez pola lub wokół bagienek.... lub wg innego podziału trasy wodne, grzybowe - gdzie można podczas biegu zbierać grzyby;-)) trasy poziomkowe,  trasy krajoznawcze z pomnikami przyrody po drodze, lub trasy hardcorowe z przygodami typu dziki, jelenie, tudzież rubasznymi leśnymi jegomościami, trasy widokowe, trasy wyzywające z dużą ilością podbiegów i korzeni na drodze. Zostają tez pomniejsze drogi utwardzone, które nie są tak bardzo uczęszczane przez samochody ale czasem stanowią dobrą alternatywę.

 

Kolejna sprawa biegacza to towarzystwo. Ja go potrzebuję do motywacji oraz wyzwań i do regularności. Umówione spotkanie jest dużo trudniej sobie odpuścić z powodu "NiechceMisi". Maciek też biega ale ja z moim tempem mogę sobie tylko jego plecy pooglądać wiec preferuję towarzystwo, które ma podobne do moich możliwości. Bardzo sobie cenię moją wspol-biegaczkę dzięki, której wybiegałam w przeciągu półrocza ponad 500 km, a spaliłam prawie 50 tys Kcal. Wyzwania też sobie stawiamy ale małymi kroczkami, nic na silę, na mam parcia na jakieś spektakularne efekty, rekordy tzw życiówki. Oczywiście, że się cieszę kiedy mam dobry czas, ale to nie jest mój priorytet. Moim są te cudne endorfiny wystarczające na cały dzień, to dopowietrzenie się, też przemyślenie pewnych spraw, i w końcu to napawanie się widokami. Najchętniej biegam rano, na pusty żołądek a do tego jesienią lub wiosną i wzdłuż Krutyni. Zima też jest dobra do biegania ale są czasem pewne przeszkody, które przy dobrej woli da się przeskoczyć. Np ostatnio czułam, że biegnąc muszę bardzo uważać na poślizgi. Po wymianie opinii z innymi biegaczami okazało się, że są specjalne nakładki na buty, które świetnie doczepiają buty do śliskich powierzchni. I teraz biegam z nakładkami takimi jak te poniżej:









Namawiam więc wszystkich do biegania a poniewaz idzie wiosna i jak mawia mój znajomy, tez zresztą biegający:
kochani czas na zmianę opon(ek) z zimowych na letnie ... na brzuszku:-)) 

Do zobaczenia gdzieś na trasie!

sobota, 7 lutego 2015

Z milosci do drewna

Drewniane budownictwo zawsze było przeze mnie lubiane. Odkąd taki drewniany dom mamy na własność dość często otrzymujemy zapytania o zalety i wady takiego budownictwa. Myślę, że po 4 latach mieszkania w takim właśnie domu możemy już dać odpowiedzieć.



No to po kolei:

1. Co nas skłoniło do takiej właśnie technologii?
Uwielbienie naturalnego budulca jakim jest drewno. Nie dość, że lubię drewnianą architekturę i uważam, że pasuje do klimatu wsi mazurskiej to jeszcze głęboko wierzę, że jest to zdrowy materiał, dzięki któremu nasz dom inaczej oddycha. Ja w żadnym innym domu nie śpię tak dobrze jak właśnie w naszym drewnianym... Od razu wyjaśniam, że lubię również inne domy, nawet rozważaliśmy budowę domu ze starej cegły jednak to drewno ostatecznie zwyciężyło. Choć lubię wszystkie domy o ładnej architekturze dopasowanej do otoczenia to najbliższy memu sercu jest jednak tzw country style.

2. Czy teraz, po kilku latach, nadal jesteśmy zadowoleni czy jednak budowalibyśmy inaczej?
Odpowiedz brzmi tak i ....nie. Ja jestem ogólnie zadowolona ale mój mąż już nie do końca. Maciek bowiem uważa, że drewniany dom buduje się trudniej, drożej i jest cięższy w dalszym utrzymaniu. Musze przyznać, ze ma tu trochę racji. Ale: ja dość często kieruję się w moim życiu nie stroną praktyczną ale estetyczną. Przez to mam np dużo więcej trudnych okien do mycia (skrzynkowe ze szprosami, ale za to jakie piękne!), przez to muchy wyłażą nam ze szpar setkami, bo one najwyraźniej tez polubiły drewniany dom:-), a niektóre ściany pękają, bo drewno parę lat pracuje i osiada.

3. Na co zwrócić uwagę?
Przede wszystkim każdy etap budowy należy nadzorować, a jeśli samemu się na tym nie zna trzeba zainwestować koniecznie w dobrego kierownika budowy. Nas nie było przy budowie domu i to niestety odczuwamy. Jego izolacja pozostawia wiele do życzenia. Są miejsca w domu gdzie czasem ''wiatr hula'' a w innych miejscach jest bardzo zimna podłoga np. nad podcieniami domu gdzie nie zaizolowano należycie podłogi. Należy koniecznie pamiętać o zostawianiu wolnej przestrzeni nad wszelkimi belkami, ponieważ dom osiada i musi mieć miejsce na to. Dylatacje w podłodze tez są bardzo ważne. Nie należy tez popełnić błędu nakładania szkła (non omen hartowanego) w łazienkach na drewniane ściany – u nas doszło do ''wybuchu'' takiego szkła pod wpływem pracy ściany drewnianej. Należy bardzo dokładnie zaizolować wszystkie ściany nie omijając strychu i poddasza, bo właśnie tamtędy muchy dostana się do domu... Należy tez bardzo dobrze przemyśleć sprawę ogrzewania domu. My polecamy jako ogrzewanie dodatkowe kominki oraz podłogówkę. Nie tylko milo grzeje w nogi ale np. zimą w naszym holu dzieci suszą sobie na podłodze przemoczone kurtki, szaliki, buty, czapki - schnie to tam naprawdę szybko

4. Czy możecie polecić firmę, która stawiała dom.
W projektowaniu domów drewnianych specjalizuje się Polska Drewniana  Piotra Olszaka a w ich wykonaniu Firma Smagala. Na początek jednak trzeba kupić bale, które powinny przez parę lat się suszyć, można tez szybciej ale za to i drożej dosuszać je w specjalnych suszarniach. Takie ponumerowane i odpowiednio poprzycinane  bele składa się potem tak szybko prawie jak klocki lego. Postawienie konstrukcji drewnianej może zabrać nie więcej niż miesiąc czy dwa.

5. Czy coś w układzie domu się nie sprawdziło a co sprawdziło się idealnie?
Wszyscy nam doradzali zrobienie piwnicy, a ja twardo postawiłam na swoim, że nie. I znowu trochę dobrze a trochę źle z tym wyszło. W moim odczuciu ten sam dom z podpiwniczeniem wygląda duuuuzo gorzej, ale myślę, że to kwestia gustu, bo innym to zupełnie nie przeszkadza. Oczywiście brak piwnicy czasem daje się we znaki gdy np. nie ma gdzie przezimować ziemniaków czy bulw dalii a także zachomikować inne (nie)zbędne rzeczy... ale jak już wcześniej wspominałam ja często w życiu stawiam bardziej na wizualną niż praktyczną stronę. Nie jest tez bez znaczenia fakt, ze podpiwniczenie znacznie podwyższa koszty budowy. I w ten sposób pomieszczenie gospodarcze, które miało być tylko moją pralnią i prasowalnią stało się bardzo ciasną graciarnią a to na pewno jest minus nieposiadania piwnicy. Z czasem pewne rzeczy się po prostu nudzą, a inne znowu w praktyce nie zdają egzaminu, słowem po 4 latach mamy ochotę na zmiany w naszym domu.  Na pewno w tym roku coś się u nas pozmienia, ale co to jeszcze na 100% sami nie wiemy:-) Idealnie za to sprawdziły się okiennice zarówno jako cześć ozdobna domu jak i praktyczna głównie latem w zacienianiu pokoi. Kominki za to super dogrzewają dom a do tego dają taką ciepłą atmosferę rodzinną, uwielbianą przez nas, dzieci i psy. Super są tez nasze tarasy, jeden na podcieniu - gdzie za dnia przy pełnym słońcu mamy miły cień i drugi od ogrodu, gdzie wieczorami imprezujemy pod żaglami. Polecamy wiec okiennice, kominki i tarasy:-))

PODSUMOWUJĄC: domy drewniane mimo pewnych wad, których da się uniknąć przy odpowiednim nadzorze budowy - są ładne i zdrowe, bardzo wiec polecamy!!