piątek, 24 lutego 2012

muchy sie pobudzily ze snu...

Może już idzie wiosna? Skoro muchy się budzą i widać kawałki zieleni? Resztki śniegu topnieją odsłaniając trawę i jakieś pędy...  Tak tęsknie za latem i zielonym ogrodem, ze musiałam przynajmniej zmienić tapetę na blogu. Od razu poprawiło mi się samopoczucie! Luty to wg mnie najbardziej depresyjny miesiąc roku. Dlatego należy sobie poprawiać humor jak się da. Ja np czytam namietnie blogi,  słucham ulubionej muzyki, jem wszystko to na co mam ochotę i oglądam stare zdjecia,

Oto co znalazłam:

Kocia mama, czyli ja w wieku 5-6 lat.... Zawsze wiedziałam gdzie kotka ukryła swoje maluchy i tam je dokarmiałam ku utrapieniu rodziców.. bo kocia gromadka rosła i rosła...


Wśród starych fotografii znalazłam fajne zdjęcie mego taty sprzed jakiś 30stu paru  lat. W tle nasza bajnia i stado krów! Oj, pamiętam jak się chodziło z mamą doić krowy a z tatą woziło beczkowozem wodę do pojenia. Mój brat kiedyś wpadł na pomysł zabawy w torreadora, jak się okazało bardzo skutecznie! Czerwoną szmatą nastawił tak bojowo byka, ze nikt nie śmiał wejść na pole! Ale zanim o tym było wiadomo mama i brat we własnej osobie musieli zmykać pędem przez plot.

Dzieciństwo zawsze się wydaje być rajem utraconym... choć przecież tez się miało jakieś troski i smutki.

wtorek, 21 lutego 2012

snowboard to jest to!


Maciek zamienił dwie deski na jedną po naszym pobycie w Austrii gdzie ja od początku zaczęłam naukę na snowboardzie. 
I tak połknęliśmy snowboardowy bakcyl. 
Choć daleko nam jeszcze do szybkich do zjazdów bez upadków to czujemy ze to jest to!!! 
Nie ma nic fajniejszego niż zjazd na desce z muzą na uszach najlepiej z samego rana gdy stok błyszczy w nietkniętym jeszcze śniegu. A potem zjazd do jadłodajni na stoku z obowiązkowymi kiełbaskami, kapustą a na koniec czymś słodkim! Kalorie wszak i tak się spalą na stoku.
Ciekawe kiedy dzieciaki do nas dołączą na stoku? I na dwóch czy na jednej desce?


Świąteczny Salzburg
Zjazd torem saneczkowym 8km w dol to tez nie byle co! Szczególnie ze nabiera się niezłej prędkości a przepaście  towarzysza nam przez cały zjazd
Święto 7-dmiu Króli


szarlotka z sosem waniliowym, yummy - yummy

poniedziałek, 20 lutego 2012

malowane mrozem






Zrobiłam przegląd zdjęć. Wybrałam trochę z zimowych zbiorów...
Natura jest czasem wspaniałym malarzem. 



A u  nas telegraficznym skrótem:
poznaliśmy chyba wszystkie okoliczne szpitale i lekarzy, ech te dzieci;-(
doszła nowa dostawa puszystego śniegu
pieczemy, czytamy i tworzymy z Kuba ... ostatnio wyszło nam akwarium!
 A Babci dziękujemy za rybki!



niedziela, 12 lutego 2012

ski-skiring

Skiring to ogólna nazwa dla grupy sportów  wywodzących się ze Skandynawii. Polegają one na ciągnięciu narciarza przez pojazd lub zwierzę. W Polsce coraz popularniejszy staje się skiring (inaczej ski-joring), czyli narciarz ciągnięty przez konia. W ostatni weekend w Galkowie odbyły się właśnie zawody w ski-skiringu czyli  wyścigów gdzie koń z jeźdźcem ciągną narciarza. Ścigało się w ten sposób 6 par, a następnie zwycięzcy z par ścigali się z kolejnymi aż do wyłonienia najlepszego zespołu. 

 

 

Wybraliśmy się całą rodziną, łącznie z psami, pooglądać zawody w ski-ringu. Ja z wielkim poświeceniem (odmroziłam sobie ręce!) zrobiłam sesję fotograficzną. Bylo fajnie ale jak na mój gust za zimno. Podobno Pani Wanda Ferenstein - znana z  zamawiania dobrej pogody - dodała o jedną igłę za dużo do swojego Voodoo;-)

piątek, 10 lutego 2012

Kulig




Wspomnienie kuligu sprzed paru lat. Niewielki mróz, sporo śniegu i mnóstwo radości. 
Uwieńczeniem kuligu jest zawsze ognisko, obowiązkowo z grzańcem i pieczeniem kiełbasek. 
Po drodze w trakcie kuligu wiele upadków, ucieczka przed tymi co poupadali z sanek, bitwa na śnieżki, mycie śniegiem, robienie orla na śniegu, obsypywanie śniegu z gałęzi na tych co się tego nie spodziewali.
A powrót do domu obowiązkowo przy pochodniach. 
Można za konikiem a można i końmi mechanicznymi.
Można wygodnie na dużych saniach pod kocami i można - bardziej wywrotkowo małymi saneczkami.
Kuligom zawsze towarzyszy dobry humor uczestników, jakoś tak na mrozie rośnie poziom endorfin.
Trzeba to powtórzyć!
To kto się pisze?


wtorek, 7 lutego 2012

Zimno!


Jeśli chodzi o mnie to zimę możemy już żegnać. 
Mam jej dość! Mazury zimą to jednak nie te same Mazury co latem. 
Tu trwa walka o przeżycie - dzisiaj do takiego właśnie wniosku doszłyśmy wspólnie z sąsiadką - dezerterką z miasta Wawy;-) 
Jak jeszcze nam wyłączyli prąd to w ogóle zostaliśmy odcięci od świata i dobrodziejstw cywilizacji. 
Powoli dociera do nas ten atawistyczny lęk mieszkańców małych miasteczek i wsi przez zimą i zimnem. 
Teraz już rozumiemy skąd te przygotowania  - już od lata - wielkich stosów drewna na opal. 
A ja z tęsknoty za ciepłem i kolorami odszukałam zdjecia z lata i nimi sycę oczy.


Nawet już i Kubuś mówi, ze tęskni za tulipanami. Maciek biegać nie  może bo za zimno i za ślisko. Zostają nam gazety, książki, kucharzenie i zabawy kreatywne z dzieciakami. A wieczorami plany na wiosnę i lato.
Tak fajnie byłoby popracować w ogrodzie! 
Albo poleżeć na hamaku 
albo pójść na piknik na łąkę... 
Ech rozmazylam sie!


I dwa ogłoszenia: 
W Galkowie odbywa się w najbliższy weekend wielki kulig oraz zawody w ski-skiringu. 
Mamy jeszcze dostępne pokoje, zapraszamy!

Zachęcam do wirtualnego spaceru po okolicy Krutyni.  
Panowie z nadleśnictwa Strzałowo zrobili bardzo fajne filmiki z najciekawszych miejsc z Rezerwatu Zakręt. 
Po obejrzeniu ich filmików sama nabrałam wielkiej ochoty na nakręcenie czegoś z okolicy i wstawienia na mój blog.
Tymczasem możecie sobie wybrać z mapy udostępnianej przez Nadleśnictwo miejsce do spaceru i kliknąć a potem cieszyć się letnimi widokami okolicy.





poniedziałek, 6 lutego 2012

Moze hipster-ing?


Oto pierwsze biegówki zawitały w Szuwarach!  
Pogoda pyszna, warunki wspaniale i zabawa przednia, polecamy!!!


W domu wszystko się nam elektryzuje. Wszystkie ubrania, koce, a nawet pościel koszmarnie się elektryzują tej zimy. Kiedy ściągam sweter to słychać trzaski, a w ciemnościach nawet widać iskry!!! "Kopie" doslownie wszystko czego dotykam. Wygooglalam, że to od suchego powietrzu tak się dzieje, gdyż ładunki łatwo przeskakują. Im zimniej na zewnątrz, tym mniej pary wodnej w powietrzu. Jak takie powietrze napłynie do mieszkania i ogrzeje się, to bardzo spada jego wilgotność względna. Takie powietrze trzeba koniecznie nawilżać, bo elektryzowanie się nie jest jedynym efektem jego suchości. Cierpią też nasze drogi oddechowe, bo śluzówka się wysusza. Oj trzeba wieszać mokre ręczniki bo te nawilżacze jakoś nie pomagają... Siarczyste mrozy komplikują nam życie coraz bardziej. Samochód nie chce odpalić. W kominie gromadzi się duża ilość sadzy, powodująca wybuchy. Piec pozera ogromne ilości oleju a dom nie nagrzewa równomiernie. Sa miejsca cieple ale i takie, w które się nie zapuszczamy. I nie chcą nam odebrać przepełnionego szamba! Bo zamrozi im zawory a dodatkowo może pęknąć beczka! W  mieście o takich rzeczach jak ogrzewanie, kanalizacja, czy wywoź śmieci się nie myśli, to wszystko robi ''KTOŚ'' za nas a my sobie żyjemy w ciepełko i bez problemów.

Moze na zimę warto się jednak przenieść do miasta? 
I zamiast ''downshiftera'' zamienić się w ''hipstera'';-)

piątek, 3 lutego 2012

Bajnia

Bajnia to w języku Starowierów typ łaźni z piecem gdzie mocno nagrzane kamienie są polewane wodą. Mieliśmy taką właśnie łaźnię w ogrodzie w domu rodzinnym w Wojnowie. Piszę w czasie przeszłym bo budynek bajni stoi ale sama łaźnia jest nieczynna. Wymaga bowiem gruntownej renowacji. Moj brat zgodził się abyśmy ją rozebrali i przenieśli do Krutyni!  To wspaniała wiadomość! Ten budynek znaczy dla mnie bardzo dużo, bajnia pamięta moich dziadków i tatę, który pomagał w jej budowie. Ja sama przez cale dzieciństwo co sobotę chodziłam się tam kapać z innymi kobietami. Najpierw trzeba było napalić w bajni, potem nanosić wody z pobliskiej studni, część wody wlewało się do ogromnego kotła do zagotowania a drugą do wielkiej balii do płukania.

Nasza bajnia składała się z przedsionka, gdzie się rozbierało i drugiej izby - właściwej łaźni. W tej części było palenisko pokryte kamieniami i wielki kocioł na gotującą się wodę.  Były tez dwa rzędy ławek na różnych poziomach do siedzenia oraz pałok, czyli podwyższenie do parzenia się.  Na  mocno rozgrzane kamienie polewało się wodę, po czym wchodziło na pałok i smagało wienikiem czyli miotełką z brzozowych gałązek z liśćmi. Po umyciu się w przygotowanych baliach wylewało się na siebie wiadro wody, ci najbardziej twardzi szli nacierać się śniegiem, po czym znowu wracali na pałok. Wszystko zależało od zdrowia i formy kąpiących się. Bajnia daje wspaniale poczucie lekkości po kąpieli, skora jest miękka i powietrze inaczej ''smakuje '' po takiej kąpieli ale trzeba mieć na uwadze swoje możliwości. Nie można przesadzić  z temperaturą ani z czasem kąpieli. Z natury rzeczy bajnia jest najlepsza w okresie zimowym. Hartowanie się w bajni  przez zmiany temperatury z bardzo wysokiej na niskie uodparniało ludzi na przeziębienia i inne choroby.  Stad opowieści rodzinne o naszych bardzo zdrowych przodkach.   

Dodam jeszcze, ze wg tradycji kąpieli w łaźniach kobiety z dziećmi kapały się osobno od mężczyzn. Każda grupka szla w innym czasie, a po kąpieli uzupełniała wodę i drzewo w piecu dla kolejnych kąpiących się. Sucha bajnia pięknie pachniała drzewem brzozowym z witek, lubiłam ten zapach i czasem nawet w lecie zachodziłam powąchać bajnie;-) Pamiętam, ze takie kąpiele często odbywały się przy użyciu świeczek a to dlatego, ze w czasach mego dzieciństwa w Wojnowie regularnie wyłączano prąd w celu oszczędzania. Za komuny to był normalny proceder...
 
W Wojnowie jest nadal parę bajni. Większość z nich jest niestety nieczynna, latem spróbuje zrobić dokumentacje zdjęciową. Ale sa tacy, ktorzy doceniaja ich urodę i znaczenie. Np w nowo powstałym siedlisku w Wojnowie nie tylko odrestaurowano bajnie ale właściciel wykopał nawet spory stawik aby po kąpieli w gorącej saunie moc się zanurzyć wodzie. Ja jestem zachwycona tym pomysłem!