Wspomnienie kuligu sprzed paru lat. Niewielki mróz, sporo śniegu i mnóstwo radości.
Uwieńczeniem kuligu jest zawsze ognisko, obowiązkowo z grzańcem i pieczeniem kiełbasek.
Po drodze w trakcie kuligu wiele upadków, ucieczka przed tymi co poupadali z sanek, bitwa na śnieżki, mycie śniegiem, robienie orla na śniegu, obsypywanie śniegu z gałęzi na tych co się tego nie spodziewali.
A powrót do domu obowiązkowo przy pochodniach.
Można za konikiem a można i końmi mechanicznymi.
Można wygodnie na dużych saniach pod kocami i można - bardziej wywrotkowo małymi saneczkami.
Kuligom zawsze towarzyszy dobry humor uczestników, jakoś tak na mrozie rośnie poziom endorfin.
Trzeba to powtórzyć!
To kto się pisze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz