Przy okazji zobaczyłam tez pierwsze, trochę nieśmiało wychylające się z liści przylaszczki.
W Anglii to właśnie ich i bocianów tak mi brakowało. Dla mnie jawią sie one kwintesencja polskości... i Mazur. Teraz można powiedzieć, ze mieszkamy wśród przylaszczek, bo jak już rozkwitną na dobre to robi się wokół aż niebiesko od nich. A potem biało od konwalii, dalej niebiesko od jagód a jesienią wrzosowo... Tak to rośliny wyznaczają dla mnie pory roku, i uwielbiam ten nasz roslinny kalendarz.
Powyżej ładne acz bardzo trujące wilcze łyko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz