czwartek, 3 listopada 2011

Kolej Transsyberyjska

A wiec OK, niech będą podróże jak sugeruje moja wierna czytelniczka z Ameryki.
09.08.2003 roku zaczęłam moją  wielką podroż koleją transsyberyjską z Moskwy do Irkucka a potem do Ulan Bator. Miało być aż do Pekina ale wtedy tam szalało widmo świńskiej grypy i  Chiny w ramach kwarantanny zamknęły granice dla wszystkich...

Do Moskwy dotarłam samolotem z Frankfurtu i pamiętam, że na lotnisku Szeremietiewo stały  wszędzie wiadra pełne deszczówki, bo kapało z dachu. Tak sobie  pomyślałam,  że nie najlepiej to wróży Aerofłotowi i tym co nim latają. Hotel Rossija, w którym się zatrzymaliśmy (na jedyne 5000 osób) ma taki bezlik korytarzy i wind, z których każda jeździ na inny poziom, ze nie byłam w stanie się w tym labiryncie połapać. W Rosji byłam 3 razy i za każdym razem spotykałam ten sam specyficzny zapach - mieszaniny potu, brudu, jedzenia sprzedawanego wprost na ulicy i jeszcze czegoś nieokreślonego. Przesiąka się tym zapaszkiem na długo aż do powrotu i uprania wszystkiego łącznie z plecakiem. Czerwony Plac, kopulaste cerkwie, mauzoleum Lenina robią wrażenie ale za 3cim razem w Moskwie już zwraca się uwagę na inne szczegóły. Np na to, ze wszyscy siedzą na tym placu i pija piwo, nawet zakochane pary  spacerujące za rękę w drugiej niosą piwo... Rosja to kraj kontrastów, które natychmiast przyciągają wzrok np roznegliżowanych panien w sąsiedztwie rozmodlonych starowinek w chustach. Albo np ciekawe metro trochę jak muzea z tą całą mozaiką, muralami, żyrandolami ale za to brudne i z cieciową siedzącą w kiosku przy schodach nie wiadomo po co, nigdy nie widziałam jej w jakiekolwiek akcji... Inną osobliwością dla mnie było mało uśmiechnięte społeczeństwo rosyjskie, szczególnie widoczne to było w hotelach, restauracjach, recepcjach gdzie uśmiech jest standardowo wpisany do obowiązków ale najwidoczniej nie w Rosji. Urzekły mnie za to brzozy, które rosną w Rosji bez liku, kameralne cerkwie, kawior z blinami i zupa solianka.

12.08.2003 ruszył nasz pociąg na Syberię i dalej. Do pokonania mieliśmy ok. 5100km,  ok. 1600 km na dobę, do przebycia było 5 stref czasowych, (w efekcie coraz wcześniej trzeba było wstawać...). Pociąg miał 16 wagonow kazdy po 25 metrów co w sumie dawało sypialnie o długości 408 metrów. W każdym wagonie mieściło się 35 osób + 2 panie porządkowe tzw bordprowodnicy baaardzo ważne panie! One zamykały nasze wagony, wydawały wrzątek z samowarów i u nich można było załatwić praktycznie wszystko co było potrzebne. Np z cale 2$ można było wykupić możliwość prysznicu bardzo zakamuflowanego i praktycznie niedostępnego bez łapówki. Łatwo sobie wyobrazić zapach tych ponad 500 nieumytych przez tydzień pasażerów.... do tego raczących się w większości samogonem, wędzonym omulem oraz pielmienikami kupowanymi od babć bezpośrednio przez okna wagonów.
Postoje były średnio co 12 godzin, wtedy się pędziło umyć okna w swoim przedziale bo inaczej nic nie dało się widzieć przez nie... Ci co czytali o tym w przewodniku przygotowali się do tego zadania i mieli na długich patykach myjki do okien!

A za oknami rozpościerała się tajga, bezkresna, pusta z mnóstwem brzóz, bagien, małych drewnianych wiosek, a raz nawet widzieliśmy gułag - działający bo widać było ludzi w pasiakach!!!!
Za to żadnych zwierząt??? Pełno tez porzuconych fabryk widm. 

W takim pociągu nie ma za wiele do roboty, można się przejść w te i wewte przez te 400 metrów wagonów, przejść się do wagonu restauracyjnego ale ja akurat ten starałam się omijać szerokim lukiem a to za sprawa  niemożliwie brudnego, utłuszczonego i grubego kucharza... jak z kreskówki tyle za potem nie byłam w stanie tam nic jeść. A przez niektóre wagony trzeba było przejść na jednym wdechu... W ramach rozrywki odwiedzamy się w przedziałach, wtedy w ruch idą jakieś ciasteczka, napitki jak gościna w domu;-) zaczynamy się wymieniać newsami np czy dało się spać, czy nie machało za bardzo - ludzie drogi;-))
W naszej grupie było dwóch emerytowanych Niemców, którzy pracowali kiedyś na kolei i stad u nich pojawił się pomysł sprawdzenia najdłuższej kolei rosyjskiej... Z iście niemiecka dokładnością notowali sobie godziny przyjazdów i odjazdów i porównywali z oficjalnym rozkładem znajdując w tym dużo frajdy;-).
W ostatnia noc w pociągu odbyła się biba pożegnalna , z kawiorem i szampanem a nasza bordprowodnica ulokowała się i umalowała się dwa razy mocniej niż  zwykle, ledwie te wrażenia przeżyliśmy!
Do Irkucka przybyliśmy 15.08.2003 o godzinie 7 rano a Niemcy nie mogli przeżyć ponad godzinnego opóźnienia!
Irkuck przywitał nas mglą i ......cdn!











3 komentarze:

  1. Kasiu tak super opisujesz swoje podróże po świecie,że aż dech zapiera ,normalnie musisz napisać książkę o swoich podróżach,byłaby super lektura. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy,Narka Iwona D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu, czy mozesz napisac dlaczego wybralas sie w ta podroz(jak i w kazda inna jesli bedziesz je opisywala)? Kto lub co Cie zainspirowalo? Jaki byl cel tej podrozy, czego poszukiwalas i czy to znalazlas? KD

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie opowiadasz, wciaga jak film/kasiążka sensacyjna. Absolutnie czekam na ciąg dalszy... proszę pisz tak więcej i ubarwiaj posty zdjęciami - świetnie.

    A swoją drogą równiez chętnie bym sie wybrał w taka podróż. Zaminiłbym tropiki na rzecz np. Syberii, Kazachstanu itp...

    OdpowiedzUsuń