Weekend minął nam bardzo gościnnie, przez nasze progi przewinęły się tabuny ludzi, było wiec gwarnie i wesoło. Już wiemy, że latem należy mieć picia, lodu i czegoś do przekąszenia w ilościach hurtowych, tak na wszelki wypadek. I z tego powodu już w poniedziałek zaczęłam od produkcji elderflower cordial czyli po naszemu syropu z czarnego bzu. Mamy sprawdzony przepis angielski, bo tam tez pierwszy raz mieliśmy okazje spróbować tego specjału. Dla tych co chcą i maja gdzie zebrać kwiaty czarnego bzu podaje przepis: 30 główek kwiatowych, 900 gram cukru, 50gr kwasku cytrynowego i 1.7 litra wody (przegotowanej i wystudzonej) oraz 3 cytryny pokrojone na plasterki. To wszystko musi się przegryźć 48h, od czasu do czasu należy miksturę zamieszać. Można trzymać w lodówce przez 3 tygodnie ale można tez zamrozić na dłużej. Najlepiej podawać z wodą gazowaną a w wersji eleganckiej dodać do zmrożonego szampana.
Syrop z czarnego bzu wspaniale gasi pragnienie, a pic się chce bo za oknem jest 32 stopnie w cieniu! Fajnie jest ale z domu wychodzę dopiero późnym popołudniem żeby trochę popielic i podlewać.
Pięknie pachnie ta mieszanka cytryn i bzu, miesza się jeszcze z zapachem jaśminu, który zawsze w czerwcu musi się znaleźć na honorowym miejscu w domu, wiecie jak to pachnie wieczorem??? Jeśli chodzi o zapachy to teraz czekam na maciejkę, a z owoców to na własne czereśnie i dzikie poziomki! Wtedy to od razu rzucam się na robienie nalewek.
Pamietacie go? Widać najwyraźniej upodobał sobie nasze domostwo i robi swój wieczorny obchód terenu jak prawdziwy Pan na włościach;-)) Maciek go przyuważył przy podlewaniu trawy i wezwał nas przez komórkę. W samych piżamach ale tym razem uzbrojeni w aparat pobiegliśmy z Kuba oglądać jeżyka... Choć zdjęcie słabe jest to przynajmniej mogę Wam przedstawić tego sympatycznego iglaka.
Dobranoc drodzy blogowicze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz